PBFGuild był forum zrzeszającym miłośników rozgrywki za pomocą forum. Po dość burzliwej historii, wzlotach i upadkach finalnie przestał istnieć ponad rok temu. W poniższym tekście poprosiliśmy o wypowiedź osoby bezpośrednio związane z serwisem i śledzące jego historię z pierwszego rzędu. Na nasze zaproszenie odpowiedziała Akasha - była administratorka, której zadaliśmy kilka pytań.
Akasha - była administratorka PBFGuild
VL: Czy uważasz, że dobrze pełniłaś obowiązki administratora na PBFGuild?
Akasha: To zależy jaki okres czasowy bierzemy pod uwagę. Napiszę szczerze, że uważam, że z początku dobrze je pełniłam. Podobało mi się to; zresztą gdyby tak nie było, nie przejęłabym forum z rąk założyciela. Prawda była taka, że PBFG wypełniał mi tę lukę, gdzie mogłam powiedzieć, że mam coś "swojego" i sprawia mi to frajdę, po prostu mnie cieszy (a przy tym może przysłużyć się także innym). Wszystko diametralnie zmieniło się pod koniec - myślę, że moja długa, niezapowiedziana nieobecność mogła się znacząco przyczynić do jego upadku. Wtedy akurat zbiegło mi się kilka dość nieprzyjemnych spraw prywatnych, od których chciałam odpocząć. PBFG jak bardzo by mnie nie cieszył, jego prowadzenie było i tak dość ciężką „harówką”, dlatego gdy przysiadałam do komputera, wszystkim, czego oczekiwałam, był święty spokój. Niestety, ale "powrotu" nie ułatwiali mi ci z użytkowników, którzy otwarcie działali na szkodę moją i samego forum. Starałam się jakoś to wszystko utrzymać, bo po prostu nie lubię w ten sposób zostawiać ważnych dla mnie rzeczy. Potoczyło się jednak nie tak, jak chciałam i nie tak, jak zamierzałam. Odpowiadając więc na pytanie: przez większą część czasu tak, później - pod koniec - się starałam, ale nie wystarczyło to do bycia dobrym administratorem.
VL: Dlaczego projekt PBFStation był zaniedbywany?
Akasha: Umówmy się tak – PBF Station był świetną inicjatywą i wspaniałym konceptem. Właśnie ten koncept, niestety, przyczynił się do jego zaniedbywania. Biorąc pod uwagę grono ludzi, jakie sprawowało nad tym projektem swoją pieczę, nie dało się utrzymywać tego konceptu w tej samej, pierwotnej formie, jaką ustalił założyciel. Nie mam tu na myśli bynajmniej samych redaktorów – ci odwalali kawał naprawdę świetnej roboty i nadal podziwiam ich za chęci i pracę, jaką włożyli w to, by e-zin był po prostu dobry. By było jasne – gdyby PBFS miał ukazywać się po prostu jako .pdf, w dodatku co tydzień, jak miało mieć to miejsce na początku – ukazywałby się. W tej samej formie, w jakiej ukazał się numer oznaczony cyferką „0”, czyli „próbny”. O ile dobrze pamiętam nie został on objęty korektą (która była mu naprawdę potrzebna), ani nie był opatrzony żadną grafiką. Te dwie rzeczy w późniejszych numerach należały do moich obowiązków i przez to nie było po prostu szans utrzymywać go jako tygodnika, toteż zrobił się z niego miesięcznik. Może to zabrzmieć dziwnie i liczę się z tym, ale czasopismo zabił w głównej mierze mój perfekcjonizm. Posiadacz tej cechy nigdy nie będzie wydajny. Drugie miejsce należało do niewystarczającej ilości czasu przy sporym nawale obowiązków. Te kilkustronicowe artykuły częściej niż rzadziej potrzebowały poświęcania im podczas korekty naprawdę dużych pokładów tego wcześniej wspomnianego czasu; z powodzeniem mogłam więc powiedzieć, że „czarna robota” przedsięwzięcia spadła na mnie (to tak pół-żartem – nikt nie zamierzał brać tego chronicznie na siebie ;)). Do tego dochodziła grafika, która pochłaniała mi go jeszcze więcej, gdyż nie posiadałam w głowie odgórnie ustalonych schematów jak miałoby PBFS wyglądać zawsze (a patrząc z perspektywy czasu wiem już, że powinnam).
Czasopismo miało się „odrodzić” w formie zbioru luźnych artykułów gromadzonych na portalu o nazwie Głos Wieloświata należącym do PBFG – łatwiejszej i być może dla wielu przystępniejszej. Zależało mi, lub nam, na utrzymaniu i rozwoju tego aspektu Gildii; zmianie miał podlec jedynie „nośnik” informacji.
VL: Czy jako administrator możesz powiedzieć, że dołożyłaś wszelkich starań do tego by Guild nie podupadł?
Akasha: Tak. Gdy jednak poczułam już zwykłe zmęczenie, postanowiłam oddać go całkowicie w ręce Ishie – choć nie powiem, odejście z forum było dla mnie jedną z najtrudniejszych decyzji, o czym to wiedzą osoby zaangażowane.
VL: Czy głos użytkowników na PBFGuild był głosem, który administracja brała pod uwagę? Jak wyglądały relacje administrator-użytkownik na Guildzie?
Akasha: Napiszę w ten sposób: nigdy nie identyfikowałam się z góry jako jedyna słuszna opcja. Nawet teraz, będąc jedną z administratorek Cytadeli, jestem otwarta na sugestie graczy i pomijając obowiązki zarządzania takim forum, jestem jego użytkownikiem i tak też się czuję. Użytkownikiem, który czasem pomaga, czasem egzekwuje i w zasadzie jedynie to odróżnia mnie od innych w tej społeczności. Podobnie było na PBFG, nie zdążyłam się tak bardzo zmienić przez dwa lata. ;)
(Dowodem na powyższe może być chociażby fakt chęci zmiany formuły „głosowania” w Adamantowych Piórach, na którą niektórzy z upływem czasu poczęli się skarżyć. Ostatecznie została ona zmieniona, ale AP nigdy więcej nie miały już okazji się, niestety, pojawić. Przypominam, że to tylko jeden z wielu przykładów, wypisany na szybko)
VL: Dlaczego zdecydowałaś się przejąć po Elianie PBFGuild?
Akasha: Należy szukać w tym przyczyn w fazie „prenatalnej” Gildii – forum postawionemu w serwisie pun.pl. Elian założył pbfy.pun.pl (które jeszcze istnieje, można więc zajrzeć i pooglądać jeśli ktoś byłby ciekawy z czego PBFG wyewoluowało) w przeświadczeniu – jak przypuszczam – że zostanie ono małym, zrzeszającym „okolicznych” zainteresowanych (nie ukrywam, trzon naszej aktywności stanowili gł. użytkownicy puna, potem także mojeforum.net) forum; miejscem, w którym ludzie, którzy wcześniej nie mieli gdzie rozmawiać na związane z grami przez fora tematy, będą mogli się „osiąść”, poprosić o radę, rozwijać się, pogadać o pogodzie i zawrzeć fajne, nowe znajomości.
Z czasem jednak, pbfy.pun.pl zaczęły się coraz bardziej rozwijać. Powoli bo powoli, ale jednak. Powstawały nowe inicjatywy – jak wcześniej wspomniany PBF Station; która to była pierwszą z nich, schodziły się nowe twarze, no było wszystkiego po prostu więcej, choć niekoniecznie „lepiej”. Przyznam, że z początku byłam do tego wszystkiego bardzo sceptycznie nastawiona. Właśnie podczas tego nieco większego zainteresowania elianowym tworem, napisałam do niego z propozycją pomocy przy szacie graficznej. Jako, że jednak nie znałam go wtedy zbyt dobrze, a swoje „doświadczenia” z nim opierałam gł. na jego już wtedy znanym „słomianym zapale”, zaznaczyłam, że tę szatę wykonam, ale pod warunkiem, że po prostu tego nie porzuci. Zgodził się.
Nie byłam najaktywniejszym członkiem tego forum. Zmieniło się to, gdy podczas rozmowy z Elianem ten przyznał się, że myśli o porzuceniu projektu PBF-S (z różnych powodów, z których większości już nawet nie pamiętam – to dość stare dzieje). Sama uważałam to za decyzję nieco głupią i przede wszystkim pochopną – nie szukał pomocy przy tym, choć powinien. Ponownie zaproponowałam, że zajmę się szatą graficzną; tym razem szatą .pdf-a. Nie pamiętam już nawet jak to się stało, że zostałam rednaczem – jestem jedynie pewna faktu, że to nie ja wyszłam do Eliana z taką propozycją, bo to po prostu nie jest w moim stylu (co być może niektórych, szczególnie tych, którzy znają mnie lepiej niż ja sama zdziwi – bo jak to tak, ja nie chciałam z premedytacją zaszkodzić magazynowi poprzez stawianie się na tym stanowisku? ;)). Przez to poczułam się wręcz w obowiązku, by związać się z tym forum nieco mocniej niż wcześniej. To także ja zaproponowałam Elianowi przejście niedługo potem na „własny” serwer, bo poczciwe pun.pl przestawało nam powoli starczać. Ze mną także na szybko – przyznam – konsultował nazwę. No i tak powstała nasza Gildia.
Zaskoczeniem była dla mnie samodzielna decyzja Eliana by mianować mnie na tej odsłonie administratorem. Tak – tu także nie pytałam o to stanowisko, nawet przed zarejestrowaniem się na nowych podwalinach Gildii nie przypuszczałam, że zostanę nim obdarowana. No, ale zostałam. Tu zadziałało wcześniej wspomniane przeze mnie już wypełnienie luki, uczucie posiadania czegoś. Cieszyło mnie to, po prostu. Niedługo po tym jednak zapał Eliana zaczął stopniowo przygasać, mój natomiast wręcz przeciwnie – rósł. Wprowadzałam (oczywiście w konsultacjach z head adminem) własne pomysły, jak np. Adamantowe Pióra, rozmyślałam nad patronatem i kilkoma innymi rzeczami, których już nie jestem sobie w stanie przypomnieć. Moderatorem została także Novenis, wyłoniona ze stosiku innych zgłoszeń. Dokładnie – nie znaliśmy jej wcześniej, ani ona nie znała nas (by zaprzeczyć rzekomemu „kolesiostwu”). Po zachowaniu Eliana wiedziałam jednak, że kwestią czasu jest już jego dymisja, dlatego przygotowałam się na to psychicznie i nie spadło to na mnie jak przysłowiowy „grom z jasnego nieba”. Po prostu oddał Gildię pod moją pieczę. Tylko tyle, albo aż tyle. Istnieje jeszcze pytanie dlaczego sama nie zrezygnowałam… Zwyczajnie nie chciałam. To był ten moment, w którym powiedziałam sobie, że zrealizuję swoje plany wobec tego forum, a trochę ich było. No i jak pisałam, dopiero zaczynało mi to odpowiadać. ;)
VL: Jak oceniasz pracę kolejnej administratorki forum - Ishie?
Akasha: Ishie ze wszystkich znajomych mi osób, które darzyłam także zaufaniem, była najodpowiedniejszą osobą na to stanowisko. Bez względu na to, jak to wszystko się finalnie potoczyło, wciąż – gdybym mogła – podjęłabym podobną decyzję; moje zdanie w tej kwestii się nie zmieniło.
VL: Jak postrzegasz PBFGuild z perspektywy czasu?
Akasha: Hm… Ludzie mają tendencje do wyrzucania z siebie złych emocji powiązanych pośrednio lub bezpośrednio ze złymi zdarzeniami – co jest zupełnie normalne, chciałabym nadmienić – często w nawale tych kłębów zapominają jednak te dobre chwile. Nie uważam, by Gildia została wiernie oddana w wypowiedzi Jass, a co za tym idzie – by została ona dobrze napisana. Forum to przez długi okres swojego istnienia było pewnego rodzaju oazą. Był to okres znacznie dłuższy niż to, co działo się pod jej burzliwy koniec, a który to czas został potraktowany po macoszemu zaledwie dwoma, czy trzema zdaniami i zalany z góry i dołu lawiną właśnie tych negatywnych odczuć. W związku z tym nie uważam, by tytuł „wspomnienia” był tu adekwatny.
Gildia była miłym miejscem, którym starałam się zarządzać najlepiej jak umiałam, wraz z moderatorami i pod koniec – także drugą adminką. Zdecydowana większość pojawiających się na niej w tym czasie osób przyzwyczaiła się do tego forum, poznała na nim wiele innych ludzi i dyskutowała na tematy nie tylko związane z PBF-ami. To było takie „nasze miejsce”. Owszem, zdarzały się też kłótnie, zdarzały się niesnaski, ale to jest – pragnę przypomnieć – normalne w społecznościach. Z tych kłótni i niesnasek wyszła większość dzisiejszych przeświadczonych o własnej racji i skrzywdzeniu „hejterów” (oklepane i niesamowicie wytarte już słowo, ale pasuje tu jak ulał – szczególnie, gdy się zna jego definicję). Takie podejście nie jest zdrowe i każdy człowiek to zauważy – to, o czym oni mówią, to nie była Gildia. Gildia była tym, o czym mówią osoby wspominające o niej niekoniecznie w jakichś superlatywach, ale zupełnie neutralnie i właśnie tego powinno się trzymać.
Jeszcze poza pytaniami – korzystając z okazji rozmowy o forum, wspomnę o jednej, małej, acz niezwykle ważnej dla mnie rzeczy: w naszych „kręgach” (PBF-owców (?) związanych jakoś z PBFG i/lub VL) panuje pewne mylne przeświadczenie, którego, niestety, sama byłam „heroldem”. Novenis nie miała nic wspólnego z zaglądaniem do bazy danych forum pod koniec jego istnienia, a za co samowolnie wzięła na siebie odpowiedzialność. Bazę najpierw sprawdził Elhonir, później także ja. Informuję także, że sprawdziliśmy ją w przypadku jedynie małej garstki userów, których liczbę można określić na palcach jednej ręki. Myślę, że jestem wraz z tym oświadczeniem już całkowicie „na czysto”. To było jedyne kłamstwo, jakiego dopuściłam się na łamach PBFG, a o którym nie mieli prawa wiedzieć niewtajemniczeni.
Dziękuję za wywiad i życzę miłego dnia. :)
Akasha
Jass - była redaktorka PBFStation
Po co ten tekst? Zbierałam się do spisania tych wspomnień już od dawna. Z jednej strony budził się we mnie sentyment, z drugiej zaś chęć rozwiania pewnych wątpliwości i przedstawienia obrazu tego co było w sposób najbardziej klarowny. Przewijam się przez środowisko PBFów już ładnych parę lat. Z zainteresowania tą formą rozrywki zrodziła się chęć uczestniczenia w projektach skupiających się na wspieraniu i popularyzowaniu zabawy na forach. Jednym z nich, a właściwie pierwszym tak poważnym tworem było miejsce, które zasłynęło jako gildia skupiająca i graczy i twórców. Właściwie od samego początku do końca byłam tam redaktorem.
Zaczęło się od tego, że Elian zamieścił ogłoszenie na forum pomocniczym hostingu mojeforum.net o naborze do redakcji PBFStation czyli gazetki o PBFach. Zgłosiłam się, zostałam prawie z miejsca przyjęta i tak nawiązaliśmy współpracę. Dostałam link do forum (swoją drogą jeszcze istniejący adres - http://www.pbfy.pun.pl/ ), tam poznałam się z resztą ekipy i trwały prace nad pierwszym wydaniem. Skądinąd wiem, że Elian już na początku chciał porzucić projekt (wszyscy znamy jego słomiany zapał), ale sporo osób też go dopingowało w kontynuowaniu prac. W tym także ja. Moje wsparcie było jednak dość specyficzne i wiązało się z reprymendami delikatnie mówiąc za zbyt powolne postępy. O swoją część pracy zawsze dbałam i wszystko robiłam na czas. Podobne problemy z wydaniem po numerze zerowym miał numer drugi. Bodajże Elian miał wówczas jakieś komplikacje z programem graficznym, zaś ja się na tym kompletnie nie znałam... wystarczyło jednak parę kulturalnych upomnień, a gazetka wyszła, chociaż może mniej efektowna niż zwykle. Dlatego właśnie współpraca z pierwszym adminem układała mi się naprawdę dobrze. Może i dość szybko tracił zapał, ale wystarczyło kilka nieco solidniejszych ponagleń, po których potrafił zebrać się w sobie.
Niestety sytuacja z PBFStation zaczęła się pogarszać kiedy naczelną została Solarie przemianowana później na Akashę. Nie chodziło już tylko o opóźnienia, ale kompletny brak zapału z jej strony. Gazetka nie spóźniała się dni, a tygodnie czy nawet miesiące. Dwa razy naczelna rozważała zamknięcie PBFStationa, chociaż popyt na niego był. Redaktorzy robili swoje, przy czym niestety nie potrafiliśmy złożyć tego do kupy, więc spadało to na głowę tego projektu. Akasha sama wyznaczała termin do jakiego gazetka ma się ukazywać. Niestety, grubo nie potrafiła go dotrzymać, łatwiejszym rozwiązaniem w jej mniemaniu wydawało się zamknięcie tego popularnego przedsięwzięcia... i za każdym razem robiła się niemała afera na forum, wypowiadało się masę ludzi chcąc PBFStation utrzymać przy życiu. Zwykle w ciągu zaledwie paru dni nabijano kilka stron tematu protestu przeciwko takim zamiarom naczelnej. Sama nie raz informowałam znajomych z różnych forów o wyjściu kolejnego numeru PBFS czy podrzucałam im link do ściągnięcia i ludzie naprawdę chwalili ten projekt. Nic więc dziwnego, że byli zawiedzeni gdy raz po raz próbowano go zamknąć. Dopiero gdy na Guildzie (następcy forum znajdującego się na punie) robiło się nie małe zamieszanie, dopiero wtedy naczelna z wielkim bólem składała kolejne wydanie obiecując w przyszłości dotrzymanie terminu... co oczywiście znowu nie następowało. I kolejne czekanie miesiącami, kolejna próba zamknięcia PBFStationa, kolejny bunt czytelników.
Guild funkcjonował dość przyzwoicie przez całkiem długi czas. Było to dobre miejsce do reklamy, zwykłych rozmów, dobre miejsce do spędzenia luźno czasu i dla gracza i dla admina. Organizowano różne akcje wspierające PBFy jak choćby plebiscyt Adamantowych Piór czy przedsięwzięcie mające na celu zwalczanie plagiatów. Niestety po latach grubych nadeszły te chude i spowolnienie zaczęło dawać o sobie znać... przychodziło coraz mniej graczy, coraz mniej pojawiało się postów, a PBFG zaczęło wkraczać w okres stagnacji. Po kilku miesiącach tego zahamowania, napisałam odezwę w dziale widocznym tylko administratorom, moderatorom i redaktorom o to by zacząć przeciwdziałać. Ponieważ nie byłoby z mojej strony odpowiednie tylko narzekać, a nic nie proponować, położyłam w swej odezwie szczególny nacisk na wznowienie prac nad PBFS, które było czymś, co naprawdę dobrze się "sprzedawało". Mimo pojawiania się zarówno administracji jak i moderacji na forum przez bodajże miesiąc czy nawet dwa w temacie nie odpowiedział mi nikt. Napisałam więc kolejnego posta pod poprzednim już w ostrzejszym tonem i dopiero wtedy raczono zareagować... obiecując poprawę, działanie i przysłowiowe gruszki na wierzbie.
Etap spowolnienia doprowadził Guild do mocniej stagnacji. Oczywiście żadnych prób poprawy nie podjęto. Na forum wchodziła już tylko garstka osób. Ponieważ byłam dość zaangażowana w to forum, lubiłam je i szczególnym sentymentem darzyłam PBFStation tym razem postanowiłam przemówić do tej grupki, która jeszcze to miejsce odwiedzała. Stąd powstał mój temat "Na barykady" utrzymywany w stylu gierkowskiej odezwy do narodu. Chciałam w ten sposób skonsolidować ludzi we wspólnym działaniu. Skoro administracja miała nas gdzieś... miałam nadzieję, że uda się zebrać najbardziej aktywnych użytkowników, podzielić się wspólnie zadaniami - ktoś pomógłby w jednej drobnostce, ktoś następny w czymś innym i udałoby nam się razem coś wypracować. Temat dość szybko wypełniały kolejne posty i choć początkowo nie wychodziły żadne konkretne deklaracje pomocy to kształtowała się już ochota na współdziałanie. Dość dziwnym zbiegiem okoliczności dzień po utworzeniu tematu "Na barykady", Akasha ogłosiła oficjalnie planowane prace nad podniesieniem Guilda. Był to naprawdę niefrasobliwy przypadek, sama odniosłam wrażenie jakby administracja zaczęła się bać głosu swych użytkowników, chęci działania przez nich na własną rękę... czy może... przejęcia władzy? To ostatnie nigdy nie było moim celem, miałam i mam dość pracy ze swoim forum, by pakować się na kolejną odpowiedzialną funkcję. Skoro jednak lista planowanych zmian została rozpisana, postanowiłam, że nie będę kontynuować tematu "Na barykady" czekając na efekty tego co obiecała już publicznie Akasha. Ostatecznie administracja dała przecież sygnał, że wzięła się do pracy.
Czas mijał i dalej nic się nie działo. Guild był już w zasadzie półmartwy, odpadła nawet część osób, które na forum regularnie wchodziły czekając na zmiany. Nic dziwnego, że wciąż narzekano, skoro kolejny raz administracja nie była w stanie dotrzymać danego słowa. I wreszcie zamiast tak wyczekiwanych zmian otrzymaliśmy... dymisję Akashy, która winą za swe lenistwo obarczyła użytkowników narzekających na to, że znowu z jej obiecanych zmian nie wychodzi nic. Kiedy stery przejęła Ishie, PBFGuild był już w opłakanym stanie. To był trup i zadanie reanimowania go graniczyło niemal z cudem. Przede wszystkim do strony zraziło się wiele osób, PBFG straciło dawną reputację, ciężko było znaleźć chętnych do pomocy. Zgodziłam się przejąć pieczę nad PBFStation wspólnie z nową administratorką, jednak i mój zapał zaczął poważnie maleć, chociaż równocześnie poczucie obowiązku skłoniło mnie do przygotowania kilku tekstów, jakie mogłyby pójść na pierwszy ogień. Niestety, pozostali potencjalni redaktorzy się wycofali, prace szły naprawdę ślamazarnie, zaś ja w międzyczasie dostałam propozycję od chłopaków majstrujących przy powstającym VL. Tak, ta słynna korespondencja, którą bezczelnie ujawniono była skierowana do mnie, co chyba wiele osób już zdążyło się domyślić. Wymieniliśmy kilka prywatnych wiadomości, a ponieważ z tego projektu płynął dość duży entuzjazm wyraziłam początkowo chęć współpracy, chociaż na wszelki wypadek starałam się zachować powściągliwość. W końcu jedna administracja już mnie zawiodła swą "gorliwością". Okazało się, że chłopaki mają całkiem zdroworozsądkowe podejście do portalu, nie przeszkadzało im, że w międzyczasie jeszcze się będę udzielała na Guildzie, co zresztą z perspektywy czasu okazało się po prostu nieopłacalne. Gazetka nie wystartowała, później nastąpiło jakieś zamieszanie z włamaniami, kolejne próby reanimacji trupa przez Ishie i ostatecznie forum zamieniło się w pustynię, którą przestała odwiedzać nawet moderacja i administracja.
Chciałam przedstawić poszczególne etapy istnienia PBFGuild z punktu widzenia nie tylko redaktora, którego głównym zadaniem było pisanie tekstów, ale również z punktu widzenia osoby, która włożyła w w to forum naprawdę dużo serca, wysiłku, czasu i pomysłów. Nie jestem osobą, której można zarzucić, że potrafiła tylko narzekać, zaś nie podejmowała żadnych działań, żeby poprawić sytuację, bo sądzę, że byłam jednym z tych nielicznych użytkowników, które walczyły zawzięcie o to, by utrzymać PBFG przy życiu. Niestety, nikłe zaangażowanie administracji doprowadziło do powolnego i bolesnego końca nawet mimo moich starań. Mam nadzieję, że ten tekst pokaże chociaż trochę jak to wyglądało z innej strony i dlaczego akurat tak musiało się zakończyć.
Jass
Komentarze (43)