Niezbyt pokaźnych rozmiarów człowiek czy nawet człowieczek drobiąc krótkimi nóżkami przeszedł przez drzwi. Jego powierzchowność była równie nijaka jak i rozmiar. Już więcej wrażenie facet idący równie spokojnie za nim. O ile drobniejszy mężczyzna miał na sobie brązową, twedową marynarkę i wyglądał jakby próbował nawiązać stylem ubioru do przedwojennego kanonu z biur i urzędów, to ten większy czy raczej po prostu w pełni dorosłego rozmiaru facet miałby jakieś kombo bluz, mundurów jakiegoś surwiwalowca czy myśliwego. Niemniej jednak od razu było widać, że to ten kurdupel był ważniejszy. To on był posłańcem Kapitolu i on trzymał w łapie zestaw kartek z nowymi obwieszczeniami. Co tym razem w nich było?
Czujne i bystre oczy śledziły ową dwójkę okazując zniecierpliwienie innym oczom lub na odwrót, starając się je ukryć. W końcu różne rzeczy mogły być na tych kartkach. Ktoś kogoś szukał bo zaginiony albo szukał bo do roboty. Lub roboty szukał. Ktoś miał coś na wymianę albo jakieś info. Albo ktoś zbiegł i trzeba było go szukać no albo jeszcze coś innego. W każdym razie tablica ogłoszeniowa w przedwojennym ratuszu miasta którego wszyscy nazywali Kapitolem z powodu jego podobieństwa do waszyngtońskiego odpowiednika była bardzo dobrym źródłem informacji o tym co sie dzieje w okolicy. Zwłaszcza jeśli szukało się roboty innej niż pomocnik barmana czy wykidajło w burdelu. Z tego powodu cotygodniowy wymiany jednych kartek na nowe zawsze zbierały sporo ciekawskich nowych wieści. Te niosły za sobą nowe opcje i szanse.
W końcu kurdupel a właściwie bardziej ten pomocnikoochroniarz uporali się z wymianą kartek i zaczęli odchodzić. Zebrani ludzie jak na niewidzialny sygnał do nieoficjalnego wyścigu ruszyli by dopchać się do nowych wieści. Zapewne większość z pchających umiała czytać choć pobieżnie chyba, że robiła głównie za łokcie do rozpychania dla takich oczytanych cwaniaczków.
Co bardziej cwane oczka wypatrzyły wśród różnych ogłoszeń kilka ciekawych opcji. Tam szukano kogoś do ochrony karawany ale to właściwie wystarczyłby byle palant ze spluwą. Tam zaginął jakiś myśliwy i była nagroda za odnalezienie go. Tu ktoś otwierał skup uszkodzonej broni i oferował ponoć rewelacyjne ceny w jej naprawie. Tak było trochę ciekawych opcji. Ale szmer rozmów i podniecenia wywoływała jedna kartka. Pan Sanata oferował nagrodę za schwytanie "nocnego potwora". Nocnym potworem nazwano coś. Coś bo nikt dokładnie tego czegoś nie widział a i pozostawione ślady nie pozwalały jednoznacznie ustalić co to właściwie jest. Więc zaczęły się spekulacje. Jedni mówili, że to niedźwiedź co zszedł z pobliskich gór a któremu odbiło. Inni, że to jakaś alamacha. Jeszcze inni, że megamutant pokroju Borgo czy nawet maszyna Bestii. Czyli tak naprawdę nikt zapewne nie wiedział z czym mają do czynienia.
Nocny potwór był taki nocny bo atakował w nocy. Tak przynajmniej mówiła większość plotek i chyba to był jedyny pewny fakt w tej sprawie. Atakował od paru tygodni albo miesięcy. Zależy jak liczyć. Ostatnio bowiem wszelkie bijatyki czy morderstwa w nocy zaczynano przypisywać właśnie jemu. Choć najczęściej atakował bydło u farmerów zamieszkałych najczęściej na obrzeżach tej przedwojennej aglomeracji. Ta była przed wojną zdolna pomieścić pewnie parę milionów ludzi więc i spokojnie mogła ukryć jednego potwora choćby najstraszniejszego. Pobliskie góry z lasami i strumieniami też mogły stanowić świetną kryjówkę dla niego.
Stąd właśnie pojawiły się u zebranych emocje. Pierwszą nagrodę bowiem ufundowali najbardziej poszkodowani farmerzy. I płacili za "zlikwidowanie zagrożenia". Płacili jak to farmerzy czyli w żywności, bimbrze i oleju rzepakowym na którym nawet chodziły niektóre bryki. Zaś pan Sanaka, miejscowy ważniak który miał interes nad wszelako pojętą rozrywką albo bezwzględnie do tego dążył będąc właścicielem lub współwłaścicielem większości lokali nastawionych na rozrywkę w Denver płacił w prochach i zniżkach na użytkowanie swoich lokali. No i wiadomo, zrobić dobrze jednemu z najpotężniejszych ludzi w okolicy na pewno nie byłoby źle. Ale pan Sanaka płacił za schwytanie żywego stwora. Chciał mieć toto elegancko związane, zapakowane w klatkę i pewnie jeszcze przewiązane różową wstążeczką z dostawą do domu. Teraz więc zaczęły się głosy i dyskusje co zrobią farmerzy. Będą się licytować z tym ważniakiem czy nie? Dość jasne było, że rozwalić coś jest zdecydowanie łatwiej niż przytargać to coś w stanie z grubsza nienaruszonym. Zwłaszcza jak na serio to miałoby być coś w stylu niedźwiedzia czy alamachy. No ale i nagrody były odpowiednio zróżnicowane.
A na mieście chodziły jeszcze różne ploty. Zależało gdzie przyłożyć ucho. Chętnych na złapanie, zabicie czy pozbycie się "problemu" mogło być całkiem sporo. I to zarówno do zajęcia się tym problemem jak i do wyasygnowania jakiejś nagrody czy środków na nie. Potwór bowiem może i zaczynał od zarzynania bydła ale ostatnio zdaje się przerzucił się na ludzi więc sprawa nagle stała się dla nich dużo bardziej "osobista". W mieście przebywali żołnierze na przepustkach, ochroniarze karawan, grupy najemników, podróżni którzy zatrzymywali się w drodze przed podróżą na zachód przez góry albo właśnie z nich wrócili, uchodźcy z wojny toczonej na północy, szukający sławy i chwały maniacy, grupki sekciarzy z St.Lake i wszystko to się ścierało, kotłowało i żyło własnym życiem. Spora część z nich mogła się przyłączyć lub podziałać w inny sposób na przyłączenie się do tego polowania.
Właściciele oczu napatrzyli się już na kartki i nasłuchali pierwszej wzajemnej reakcji. Byli tu. Łowcy. Łowcy wszelakiego sortu. Łowcy głów, nagród, bestii, robotów, trofeów, informacji, rzadkich technologii czy po prostu gambli. Byli tu wszyscy. Wszyscy czytali ten tekst z kartek, znali pogłoski o nocnym potworze i czas było zdecydować kto z nich sięgnie po tą nagrodę. Kto okaże się najlepszy i najprzebieglejszy. Kto wyłapie najwięcej tropów, odnajdzie potwora i zrobi z nim taki czy inny porządek. Czas było opracować plan działania i spróbować go zrealizować.
Termin zakończenia rekrutacji: 23.04.2016r.
Ilość graczy: 6-9
http://lastinn.info/rekrutacje-do-sesji-rpg/16036-neuroshima-lowcy.html
Komentarze